Witam was kochani :)
Dzisiaj przychodzę do was z recenzją produktu do twarzy Under Twenty. Pamiętam, że w wieku 12 lat, gdy na twarzy pojawiały się pierwsze niedoskonałości używałam produktów tej firmy. Pamiętam również, że nie byłam nimi zachwycona. Z zazdrością patrzyłam na twarze koleżanek, które nie miały żadnych krostek. Gdy byłam w 6 klasie, zaczęłam przejmować się tym co działo się na mojej twarzy. Dlatego kiedy nie widziałam efektów używania najróżniejszych kosmetyków, postanowiłam... ściąć grzywkę. Ponieważ trądzik pojawiał się na mojej twarzy w strefie T (tak jest do tej pory) wydawało się to wspaniałym pomysłem. Jednak włosy wchodziły mi do oczu, w grzywce nie wyglądałam dobrze, musiałam z niej zrezygnować. Robiłam to stopniowo. Ale problem przecież nie zniknął. Po roku problem się zmniejszył, jednak nadal występował. Dlatego dalej szukałam kosmetyków, które sobie z nim poradzą. I tak weszłam do drogerii z myślą o zakupie kolejnego żelu do mycia twarzy. Produktu, którego chciałam użyć, nie było. Moją uwagę przykuł peeling. Wzruszyłam ramionami i włożyłam do koszyka. Przecież musiałam czegoś używać. Tak właśnie dokonałam mojego najlepszego zakupu w moim dotychczasowym życiu.